Opowieść opowiedziana poraz pierwszy w Zakopanem w pewien pochmurny letni dzień na ostatnim piętrze pewnego drewnianego domku, który miał spłonąć ale...
- Z okna jest nawet ładny widok, dużo samochodów na parkingu, drzewa, mur, a zupełnie przed oknem: kraty. Takie zwykłe kraty. Przypominają mi dzieciństwo. Pamiętam jak odwiedzałem tatę w jego domu. Mieszkał z takim łysym panem, który pod okiem miał taką małą kropkę. Nawet o tatusiu pisali w gazetach. Lubił kolekcjonować portfele i takie małe książeczki ze zdjęciami. Fajne były. Czasem jak nas odwiedzał, tzn. mnie i mamusię, to przynosił parę. Nawet mogłem się nimi troszkę pobawić. Fajnie było, chociaż teraz też jest. Mieszkam sobie sam, czasami taki duży pan wychodzi ze mną na spacer. Mogę wtedy pooglądać sobie nawet rączki, bo teraz jestem ubrany w taki fajny sweterek ze zszytymi rękawkami. Fajny jest. Czasami widzę siebie w szybie, to wiem, ze do twarzy mi w nim. Cały dzień chodzę sobie w kółko po pokoju. Dobrze mi tu. Moje okno ma fajny widok, słyszałem jak mówili, no oni ci panowie w białych kaftanikach, którzy czasami zapraszają mnie do siebie i karzą mi odpowiadać na różne pytania. Czasami pokazują jakieś obrazki. O! To lubię najbardziej. Zawsze powtarzają, że jak będę grzeczny to nie będą dawali mi tych okrągłych czerwonych tabletek. A ja je lubię, są gorzki, ale chociaż potem wychodzę poza mój pokój – chociaż go bardzo lubię, bo jest biały i ma takie fajowe drzwi z okienkiem przez które czasami zagląda taki pan. Lubię go. W ogóle to ja wszystko lubię. Jak byłem mały to podobno lubiłem spalać. Podobno spaliłem całą wioskę w której mieszkałem. Ale tego nie pamiętam, w ogóle to mało pamiętam, coraz mniej bo ten pan co mówi że mój dom to numer trzynasty daje mi te czerwone pastylki. Kiedyś się bardzo zdenerwował, bo poszedłem sobie od pobitego pana – do miasta. Szukali mnie podobno. Nie musieli mnie szukać, przecież dobrze wiedzą, że ja sobie w życiu dobrze radzę. Nie rozumiem ich. W końcu obudziłem się w podobnym pokoju co mój tatuś mieszkał. Bardzo mnie głowa bolała i nie mogłem się zginać . Wszystko mnie bolało. A potem taki jeden pan w takim granatowym ubraniu pytał się dlaczego to zrobiłem, a ja nie pamiętałem co, a on na to jeszcze raz się pytał i bił mnie jeszcze bardziej. Wcześniej chyba też to robił. Sam nie wiem. Nie pamiętam. Pokazywał mi takie fajne pudełko z napisem “safety matches” i znów się pytał. Ale ja niczego nie pamiętam. Dziwne no nie? A właśnie czemu ty nic nie mówisz? No powiedz coś. Chyba umiesz mówić. Powiedz chociaż jak masz na imię?
- Ściana jestem – odpowiedziała.
- Miło mi. Roman. Ale jestem. Opowiadam ci o moim życiu, a nawet się nie przedstawiłem. Chyba jestem źle wychowany. Ładnie wyglądasz Ściano. Opowiesz mi coś o sobie?
- Całe życie tu stoję. Czasami mnie pomalują. Ale rodziny nie pamiętam. Podobno gdzieś tam są, ale nie umiem chodzić, więc ich raczej nie poznam. Smutne mam życie. Poznaję tylko czubków. Kiedyś był tu jeden taki co mnie był. Przyszli wtedy panowie i ubrali mnie w takie poduszki, żeby mnie mniej bolało. Potem tamten się wyprowadził, chyba było mu tutaj nudno. Teraz mam tylko ciebie Roman...
- Smutna historia – powiedział Roman – ale przecież jest tu jeszcze dużo innych, mogę ciebie z nimi zapoznać, oni są bardzo w porządku. Chcesz? Jak będę wychodził na spacer to będziesz mogła sobie z nimi pogadać. No to co chcesz?
- Tak! Tak! Bardzo, wreszcie nie będę samotna!!! – powiedziała cała uradowana.
- No dobra to jest pani Podłoga, tam jest Sufit, tu w rogu mieszka pan Grzyb, widzisz? Tu obok Sufita. Tu jest jest pan Okno, ale jest bardzo małomówny, tak jak Drzwi, chyba nas nie lubi. Trudno. – powiedział do ściany - A to jest pani Ściana! – powiedział Roman do reszty.
- Miło nam! – krzyknęły razem Sufit, Podłoga i Grzyb.
- Hura, wreszcie nie jestem sama – krzyknęła ściana i podskoczyła z radości, aż się wszystko zawaliło. W ten oto sposób został zburzony Szpital numer siedem... Smutna historia prawda?
(c) by Implant minimalista - allrights reserved